Przegapiłam!
Uciekł mi ten miesiąc sprintem.
Co teraz? Czas na rachunek sumienia! Oj, coś czuję, że wstyd będzie.
Miesiąc zaczął się ambitnie. Udało mi się ukończyć króliczka. O nim będę jeszcze pisać. Jest w fazie testowej.
(wzór: >>TUTAJ<<)
Z projektów długodystansowych udało mi się zrobić wreszcie ponczo:
(wpis: >>TUTAJ<<)
To była bardzo przyjemna praca. Pierwszy duży projekt na szydełku tunezyjskim. Robiony całkowicie z głowy, bez żadnego wzoru. Jedna wielka improwizacja. Lubię go, mimo iż nie nadajemy na tych samych falach. Okazało się, że nie jesteśmy dopasowani i trzeba było się rozstać...
A u Qrkoko czekała na mnie miła niespodzianka. Jaka? Można dowiedzieć się: >>TUTAJ<<. (Tak, pękam z dumy.)
Nie zapomniałam, również o swoim krośnie. Zabawa w dwa kolory zakończyła się popełnieniem takiego oto maleństwa:
Z dumą mogę oznajmić, że wzięłam się w garść i wreszcie ukończyłam dwie tuniki wczesnośredniowieczne.
Zabawa z nimi dostarczyła mi wielu wrażeń i mocniejszego bicia serca. Jak nie zapomnę to wyjaśnię w oddzielnym poście dlaczego. To było silne doświadczenie, na tyle mocne, że po ukończeniu zabawy z igłą i nitką dopadło mnie twórcze odrętwienie. Niby coś moje ręce robiły, a jednak efektami pochwalić się jeszcze nie mogę. Słabo.
Żeby się trochę zmobilizować do dalszego działania i kombinowania postanowiłam wrzucić na inkle looma coś, co dobrze znam i lubię:
(wpis: >>TUTAJ<<)
Relaks w najczystszej postaci na koniec miesiąca. Przemilczmy, że akryl. To jest ostatni rok kiedy pozwalam sobie na takie niegrzeczne postępowanie. Czas zastąpić akryl w tkackich pracach wełną 100%. Mam nadzieje, że mój zapał nigdzie nie ucieknie.
A ta mała, urocza kupka akrylu położona przy krajce to odpad jaki zostaje z osnucia inkle looma. Uwielbiam ten widok. I pomyśleć, że za czasów tradycyjnego bardka straty materiału musiałam liczyć w metrach.
Tym tkackim akcentem kończę rachunek sumienia z kwietnia.
Nadal mam niedosyt. Odnoszę wrażenie, że mogłam więcej, lepiej, bardziej... Dużo czasu niestety straciłam rozmyślając o robótkach, a nie działając (przeklęte niezdecydowanie). Taka moja mała wada, nad którą staram się pracować - zbyt szybko/łatwo się rozkojarzam.
Maj może się okazać jeszcze uboższy. Pierwszy tydzień maja powinien przynieść rozwiązanie zagadki, która męczy mnie już drugi rok. Nie wiem czy będę miała głowę do działania.
(Żeby nie tworzyć atmosfery niezdrowej tajemnicy wyjaśniam pośpiesznie: dostałam wyniki z rezonansu magnetycznego kręgosłupa, w czwartek czeka mnie konsultacja z neurochirurgiem i rozmowa o dalszym postępowaniu. Nerwy mnie zjedzą do tego czasu. Trzymajcie kciuki!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz