Poszłam w tango i efekt jest jaki jest - niezadowolenie syna.
Zima nie może się zdecydować czy zawitać do nas, czy jednak nie. Raz uczniowie pobliskiej szkoły grają na wfie w piłkę, a kilka dni później lepią na tym samym boisku bałwany (żałuję, nie zdążyłam uwiecznić).
Dziecko mi z czapki wyrosło, więc na wszelki wypadek trzeba było zrobić nową. Jeszcze zima zawita na dobre i co będzie? W ruch poszła obręcz dziewiarska i metodą prób i błędów (za mało oczek na początku nabrałam - wiadomo, kto by się bawił w liczenie, gdy można pruć całą robótkę?) powstała:
Miałam dorobić uszka (stąd znaczniki), ale okazało się, że nie są potrzebne, więc właściwie czapka już ukończona. Ale czapka to za mało, trzeba coś jeszcze. Hm.
I tak zrodził się pomysł golfika na szydełku tunezyjskim. Górna część stanowiła niemałe wyzwanie - trzeba było jechać na około, a przy jednym zestawie szydełek oznaczało to konieczność przekładania szydełka z jednej strony żyłki na drugą (oczek około 50, więc zmiana strony następowała zbyt szybko).
Żałowałam w tym momencie, że nie miałam podwójnego szydełka tunezyjskiego. Nadal czekam na dostawę w sklepie (gadżeciara ze mnie).
Trochę cierpliwości, trochę uporu i oto powstał:
Górna część robiona splotem z oczek pończoszniczych (kto wymyśla te nazwy? ang. tunisian knit stich - tks), a klapy to plaster miodu.
Efekt końcowy (czyli próba uchwycenia modela, stawiał opory - skutecznie):
Teraz jeszcze do kompletu rękawiczki trzeba zrobić. Zakupiłam tę włóczkę z myślą o czapce dla syna i opasce + komin dla mnie. Blisko 2 motki zużyłam już na dziecko. Ciekawe czy zdążę zrobić coś dla siebie.
Dziękuję :D
OdpowiedzUsuń