Menu

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Lament?

Weno, moja weno - gdzie jesteś?

Nie mogę się coś zebrać w sobie. Prace odłożone w kuferek nieśmiało dopominają się o uwagę, a ja zerkam na szydełko przepraszającym wzrokiem - "jeszcze nie teraz, daj mi jeszcze chwilę". A potem nagle nadchodzi noc, człowiek wzrusza ramionami i podąża do łóżka. Rano trzeba wstać, zająć się obowiązkami, trzeba chociaż trochę snu zażyć.

Gdzie się podział ten zapał, który sprawiał, że do pierwszej w nocy siedziałam i dziubałam, dziubałam, dziubałam? Jeszcze jedno oczko, jeszcze jeden rządek, zaraz skończę i nagle okazywało się, że już dawno minął moment, kiedy powinnam iść spać.

Czy wraz z nowym rokiem minął mi zapał do twórczego działania?
Uszło ze mnie powietrze?
"Kominek zgasł"?

Oszukuję sama siebie. Wyciągnęłam obręcze dziewiarskie i udaję, że coś robię - właśnie powstaje szalik dla męża. Rok temu sprawiłam mu czapkę, więc będzie miał do kompletu. Miło się przy nim pracuje, nie jest jakoś szalenie wymagający. Iluzja twórczości zachowana.

Tylko gdzieś tam w najdalszym zakamarku mojej świadomości cichy głosik szepcze "zajmij się nami, dokończ nas, czekamy na Ciebie".

"Za chwilę, już niedługo, zaraz do was wrócę, obiecuję. Jeszcze tylko..."

Weno, moja weno - wróć do mnie!

Ps. Tak wiem, powinnam dorzucić tu coś po angielsku. Wizja powoli mi się krystalizuje, więc zapewne niedługo uda mi się coś wymajstrować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz