Menu

wtorek, 21 kwietnia 2015

Gwiazdka w kwietniu

Uwielbiam odwiedzać pasmanterie.
Pasmanterie lokalne, bo mogę pomacać włóczki na żywo - nie kupuję kota w worku.
Pasmanterie internetowe, bo są dostępne 24h/dobę przez 7 dni w tygodniu.

Internetowe pasmanterie mają swój dodatkowy urok. Ten dreszczyk emocji związany z zakupami w ciemno (jeżeli chodzi o niesprawdzony wcześniej towar) i radosne oczekiwanie, aż kurier zapuka do drzwi. Za każdym razem, gdy kupuję coś w internecie czuje się, jak dziecko w gwiazdkowy dzień. Najpierw jest pisanie listu do św. Mikołaja i wyobrażanie sobie, jak to cudownie będzie móc bawić się nowymi zabawkami. Następnie moment otwierania paczki i burza emocji - będzie radość, a może poczucie zawodu? Na koniec najprzyjemniejsza część - zabawa nowymi zabawkami.


W sobotę dałam się skusić i kupiłam kilka przydasiów. Skorzystałam z dobrego nastroju męża. Nie było co zwlekać, jeszcze by mi powiedział następnego dnia, że jednak lepiej wstrzymać się z zakupami. Nie mogłam ryzykować. Skoczyłam na stronę www.e-dziewiarka.pl i poszalałam między pułkami.
Przemilczę natrętne sprawdzanie statusu zamówienia i nerwowe wypatrywanie św. Mikołaja. Na szczęście długo czekać nie musiałam. Chwilę po 8 rano rozwyła się nasza osobista syrena alarmowa (zwana Kropkiem) - informując nas i sąsiadów, że kurier wszedł na klatkę.

Moje skarby do mnie dotarły:



I o co tyle zamieszania?
Co to ma wspólnego z piekłem, które rzekomo zamarza (o czym pisałam >>TUTAJ<<)?

Wszystko przez niepozorną zawartość tego oto pudełeczka:


Nie mogłam przejść obojętnie przy napisie weave-knit (tkaj-dziergaj). Chociaż produkt ten należy do grupy, która nie wzbudziła mej miłości od pierwszego spojrzenia to jednak, potrzeba posiadania w końcu wykiełkowała.
Zawartość prezentuje się dość specyficznie. Może wręcz odstraszać swym wyglądem.


Ale przecież nie o wygląd sprzętu się rozchodzi. Liczą się możliwości, zastosowanie. A ten typ ma moim zdaniem interesującą przyszłość.
Pierwsze użycie:


Fe! Brzegi mi się nie podobają, prujemy i jedziemy od nowa.
Drugie podejście:


Już lepiej. Przede mną trochę kombinowania z różnymi grubościami nici. Ale jest fajnie. I w końcu znajdę ten idealny wygląd.

Wspominałam już o swojej niechęci do drutów, złych doświadczeniach związanych z doborem nieodpowiedniego sprzętu i słynnym "prędzej piekło zamarznie, niż znów zrobię coś na drutach". A wystarczył tylko jeden napis na opakowaniu i już moja pamięć zostaje zresetowana, a ja snuję plany dziergania przeróżnych rzeczy. Dzięki temu moja pracownia wzbogaciła się nie tylko o druty "weave-knit", ale również o dwa rozmiary bambusowych drutów do łączenia Addi. Mam nadzieję, że się sprawdzą. Mam na czym trenować.

Teraz tylko pozostało rozwiązać kwestię, kiedy trenować...
Ale zmierzę się z tym wyzwaniem. Pokonam złe wspomnienia i opanuję sztukę dziergania na drutach. A co mi tam, najwyżej piekło zamarznie. Ja się nie dam.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Zapewne na dniach. Miałam do niego przysiąść, a wyskoczyły druty. Doba jest za krótka...

      Usuń