Menu

środa, 29 lipca 2015

Mały psikus

Przed rozpoczęciem pracy sprawdź prognozę pogody.

Tak powinna brzmieć nauka płynąca z minionego tygodnia.

Zaczęło się niewinnie: "Uszyjesz mi nową koszulę na Wolin?". Kawał materiału w szafce jakimś cudem się zachomikował? Strój nowy faktycznie się przyda. No nic... Uszyję. Kosztowało mnie to trochę czasu i zarwanych nocy, ale uszyłam.

A potem przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Skoro na 25-26.07.2015 zaplanowana była Koronacja Królewska w Gnieźnie i Chmurnicy postanowili się pojawić, to może i ja bym w strój wskoczyła i się zjawiła? Taki był plan.
PoTomkowi też by się strój nowy przydał. Z listopadowego zdążył już wyrosnąć.


I siedziała Matka szalona do 1:30 z igłą i nitką w rękach tworząc mikro strój słowiański na ślepo. Tak. Zaryzykowałam, nie zmierzyłam dziecka i... Nawet mi się udało. Wszystko było cacy.

Poza pogodą...

W sobotę od rana zbieraliśmy się do wyjścia, jak tylko ogłaszałam gotowość do wymarszu pogoda robiła psikusa. Gdy rozpętała się pierwsza burza tego dnia postanowiłam położyć syna na drzemkę. Decyzja była błędna, nim Młody porządnie zasnął po burzy nie było śladu. Ale co robić? Uznałam, że to idealna pora na przyszykowanie obiadu.
Druga próba wyjścia zaplanowana była po obiedzie, jednak jak tylko PoTomek się obudził niebo zaszło chmurami i znów rozszalała się burza. W okolicach godziny 16, gdy z nieba pokapywał lekko deszczyk uznałam, że nie ma co zwlekać, bo nie dojdziemy. Zebraliśmy się i poszliśmy zobaczyć naszą Drużynę (rzadko mamy okazję cieszyć się ich towarzystwem). Decyzja wydawała się właściwa. Kilka metrów od domu deszcz zupełnie odpuścił.
Było miło. Uwielbiam ten klimat. Nie mogę sobie darować, nawet jeśli mam się pojawić tylko turystycznie. Ze strojów nie skorzystaliśmy. Właściwie wpadliśmy na krótką chwile, tylko po to by dać się przegonić burzy numer trzy.
Złapała nas wredna w połowie drogi do domu. Młody szczęściarz, w wózku się schował i go ominęły dodatkowe atrakcje. Ja po kilku minutach wyglądałam, jakby ktoś wylał na mnie wiadro wody.

Niedziela miała być nasza. Miała być ładna pogoda, zero deszczu. Młody miał zapoznawać się z klimatem, w jaki chcemy go wciągnąć.
Miał... Pogoda zrobiła kolejnego psikusa. 
Na imprezę znów trafiliśmy koło godziny 17. Już nie miałam złudzeń, tym razem nie wpakowałam nawet strojów do torby. Nie było sensu na godzinę się przebierać. Koniec imprezy zaplanowany był na 18. W dodatku PoTomek okazał się być bardzo towarzyski tego dnia. Chwilę po dotarciu do obozowiska Drużyny odwrócił się do wszystkich plecami i ... zasnął.

Ale sobie poszalałam w tym wczesnym klimacie, nie ma to tamto. Nacieszyłam się za wszystkie czasy. Ech... I po co było to zarywanie nocy? Ślęczenie z igłą i nitką, byle zdążyć na Koronację?
Mogłam uszyć mężowi spodnie.
Ucieszyłby się.
I skorzystałby na pewno.

Następnym razem, chyba jednak skonsultuje swoje plany z prognozą pogody. Może wyjdę na tym nieco lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz