Menu

środa, 6 maja 2020

Nie bądź taki Szybki Bill (część pierwsza)

Po pierwsze: pośpiech nie jest dobrym doradcą. Nigdy.

Po drugie: cierpliwość jest kluczem do sukcesu.

Po trzecie: uważność.

Trzy lekcje, które wyciągnęłam z wczorajszego eksperymentu. Mogłabym nazwać go porażką, ale w sumie to był udany, bardzo. Miał tylko jeden słaby element - mnie.



Za późno usiadłam do rozlania żywicy (a może przewrotnie powinnam napisać "za wcześnie"). Teoretycznie pora była odpowiednia i z wyliczeń było ok. Żywica jednak miała gdzieś wyliczenia czasowe i żyła swoim własnym życiem. Nie muszę dodawać, że niezgodnym z moim zegarem, prawda?

Rozlałam żywice. Zrobiłam nawet z tego jakiś wzór. Nie do końca byłam zadowolona z efektu, ale przecież nie będę się czepiać. To był mój pierwszy raz. Mam prawo być niezgrabna.

Odczekałam ile trzeba. I nawet sprawdziłam czy żywica nadaje się już do dalszej pracy. Ok. Pozornie sprawdziłam, bo jak się później okazało powinnam była zacząć od "pomacania" obiektu. Wydawało mi się, że skoro po przechyleniu nic się nie dzieje, tzn. że jest ok.

Nie było. Bardzo nie było.

I tu wchodzi w grę lekcja uważności. Zamiast po dokonaniu niezbędnych czynności na tym etapie pracy bacznie obserwować reakcję żywicy - za pewnik wzięłam, że robię co trzeba, jak trzeba i jest na sto procent ok.

Myliłam się. A ta pomyłka przyciągnęła do siebie kolejne, przecież błędne decyzje muszą chodzić stadami.

Kiedy zorientowałam się, że żywica nie zachowuje się, jak powinna (jakby kiedykolwiek żywica przejmowała się tym co powinna, a czego nie wypada robić) rzuciłam się na ratunek. Uznałam, że trzeba szybko sprzątać ten bałagan - zanim wymknie się spod kontroli. I to była najgorsza decyzja ever.

Jeżeli kiedykolwiek żywica w stanie kleistym wydostanie się poza formę, ale wciąż pozostaje na terenie łatwym do ogarnięcia - nic z tym nie róbcie. Nie ma sensu.

Scena normalnie jak z filmu komediowego. Północ prawie na zegarze. Ja w piżamie, z ręcznikiem na głowie (bo mycie włosów to idealny sposób, żeby za dużo nie majstrować przy zastygającej żywicy), w żółtych rękawiczkach uzbrojona w ręczniki papierowe walczę z żywicą, która chce się scalić ze wszystkim czego dotknie. Zbieram, więc tą żywicę ze szklanej podstawki na której była postawiona. Żywica wykorzystała moment nieuwagi i przylgnęła do rękawiczek czyniąc je niezdolnymi do dalszej pracy, a ja dopiero wtedy spojrzałam na wszystko trzeźwym okiem.
Kleista żywica na szklanej płycie. Przecież ona może spokojnie leżeć tam aż do rana! Ja jej dotykać nie muszę, a żywicę mogę posprzątać jak stwardnieje.
Rękawiczkom to jednak użyteczności nie przywróciło i wylądowały w koszu obok resztek nieudanego eksperymentu.

To była cenna lekcja. Przede wszystkim lekcja cierpliwości. Przy wykonywaniu podkładek i zawieszek ważne jest by wszystko wykonać, jak najszybciej, nim żywica zgęstnieje. W tej technice szybkie ruchy są przeszkodą - trzeba zwolnić, czekać, obserwować.

Jeżeli chcecie wiedzieć o jakiej technice pracy z żywicą piszę w tym wpisie proszę Was o cierpliwość. Wszystko wyjaśnię w drugiej części poświęconej temu eksperymentowi - gdy będę mogła pochwalić się pełnym sukcesem.

Dwie kolejne próby już zastygają. W planie mam jeszcze na noc rozrobić jedną porcję żywicy i dopiero rano wziąć ją do dalszej pracy. Najdalej w piątek pojawi się druga część wpisu i wówczas już wszystko opiszę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz