Menu

czwartek, 19 marca 2015

Runda 2

Tkasz swoją pierwszą krajkę, potem drugą i dziesiątą. Po kilku latach myślisz sobie, że masz już technikę opanowaną - wiesz co robisz i dokąd chcesz dojść. Znajomi chwalą Twoje prace i myślisz sobie "jestem Mistrzem".
A potem kupujesz krosno.
I słyszysz prowokacyjne "zakład?"  i szyderczy śmiech w tle.
Okazuje się, że niewiele wiesz.
Albo i jeszcze mniej.
Nic już nie jest takie samo. A już na pewno nie Twoja twórcza samoocena.
Oto jak szybko i skutecznie można nauczyć się pokory.
Już wiesz, że w tej rundzie to nie Ty jesteś górą.



Zmierzyłam się dziś z samodzielnym naciągnięciem osnowy na krosno. Nie było tak strasznie - chociaż preferuję pomoc Męża. Przynajmniej w trakcie pracy można na kimś wyładować nagromadzoną złość i dać upust swoim emocjom (tylko ciiii, nie mówcie Mu, bo będę mieć kłopoty hi hi).


Zapowiadał się piękny dzień - słońce świeciło, niebo błękitne, Mąż z PoTomkiem na spacerze. Czego chcieć więcej? Nic tylko tkać.
Ale to był tylko piękny wstęp do kłopotów.

Do drugiej walki z krosnem postanowiłam wykorzystać Kocurka. Zaszalałam i w ramach oszczędności czasu nawlekłam nici podwójnie. Wyglądało obiecująco. Beż (ecru?) tylko przez moment wydał się podejrzany, jakiś taki cienki - jak nie Kocurek. Ale skoro był wśród Kocurków to przecież nie mogło być mowy o pomyłce, prawda?
A jednak...

Nie uprzedzając faktów.
Skoro osnowa poszła w dwie nitki - wątek też. Próbowałam pojedynczą, ale efekt mi się nie podobał. W końcu wpadłam we właściwy rytm i zaczęła się zabawa na całego. W planie był szalik dla PoTomka. Kolory akurat pasujące do jego kurtki.



I pięknie.
Byłoby. Ale na przyjemnościach czas szybko się kończy. Męski spacer dobiegł końca, trzeba było przejąć opiekę nad dzieckiem. Do krosna mogłam powrócić wieczorem. I nawet mi się to udało.

Krosno poszło w ruch, wyobraźnia zresztą też. Ale osnowa nie próżnowała. Postanowiła zrobić mi psikusa - zerwała się. Takich psikusów początkujący tkacz nie lubi i to bardzo. Nie wiem, jak na późniejszym etapie - czy można takie dowcipy polubić?
Udało się jednak naprawić szkodę i działać dalej. Przecież nie będę uciekać przed wyzwaniem rzuconym przez włóczkę. To by była ujma na  honorze.
Przeczucia co do beżowej (ecru?) włóczki - przeczucie było słuszne. Jest cieńsza i słabsza od Kocurka. Przekonałam się o tym, gdy zerwała się druga nić. Tego już było za wiele. Czas kończyć pracę i tyle.
Brzegi z ciekawości zabezpieczyłam szydełkiem.
Przed utkańcem jeszcze jeden test - pranie. Zobaczymy, jak będzie wyglądał po.


Długość: 55 cm
Szerokość: 14,5 cm
Ni jak szalikiem być nie może. Będzie trzeba znaleźć nowe zastosowanie. Coś czuję, że Mąż zasugerował by zabawę z zapałkami w tle.

Szydełkowe wykończenie

Podejmij wyzwanie - znajdź psikusa!


To był ciekawy dzień w pracowni.
Nauczyłam się nowych rzeczy. Na jakiś czas odpuszczę sobie zabawę z dwiema nitkami na raz. Ciężko utrzymać przy tym właściwe napięcie nici na brzegach. Najpierw podstawy, a potem szaleństwo.

Rundę uważam za przegraną. Wiele się nauczyłam, ale krosno mnie znokautowało.
Już mam plan na kolejne podejście.
Nie odpuszczę. Zdobędę władzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz