Śliczna włóczka prawda? Nie pamiętam z jakim zamiarem ją kupiłam. Zapewne myślałam o jakiejś chuście na wiosnę/lato. Podejrzewam, że nawet w głowie świtało mi szydełko. A potem zjawił się szalony pomysł: ZROBIĘ JĄ NA KROŚNIE!
Zapowiadało się rewelacyjnie. Inkle loom posłużył do odmierzenia osnowy. Układ kolorów wyśmienity. Zresztą oceńcie sami - czy to nie piękne?
Zdecydowałam jednak postawić na odrobinę szaleństwa i chaosu, więc kompletnie nie zwracałam uwagi przy osnuwaniu krosna, w którym miejscu, która nić ląduje.
Powstał, więc chaos:
Chaos, z którego mam nadzieje wyłoni się coś pięknego.
Cały projekt jest dla mnie ogromnym szaleństwem:
- trzeci raz siadam do krosna;
- pierwszy raz osnuwam całe krosno;
- pierwszy raz w rękach trzymam Alize Diva Batik (co oznacza, że kompletnie nie wiem, jak mi się będzie z nią pracować i czy nadaje się do tkania - zwłaszcza dla początkującej osoby).
Miałam tego nie robić. Znaczy miałam robić, ale jeszcze nie teraz. Miałam się lepiej zapoznać z nowym sprzętem, zrozumieć jego działanie, odkryć istotne informacje. Ale nie. Włóczka za mocno krzyczała "zainteresuj się nami", zażądała całkowitej uwagi i koniec. Przepadłam. Osnułam i teraz drżę z niepokoju, czy popełniłam błąd, czy jednak nie. Czasem trzeba skoczyć na głęboką wodę, aby poznać swoje możliwości. Szkoda, że pod ręką nie mam ratownika. Przydałby się.
Mądry Polak po szkodzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz