Kiedy PoTomek miał się pojawić na świecie, spędziliśmy z mężem trochę czasu rozmawiając o przygotowaniu dla niego pokoju. Temat niezwykle ważny - w końcu miał to być jego szczególny kącik, w którym będzie mu się miło spędzało czas.
Nakreśliliśmy plan remontu. Wybraliśmy tapety, wykładzinę. Mąż i Dziadek spędzili długie godziny zmieniając wygląd pokoiku i dostosowując go do wymagań kapryśnej ciężarówki (ach, te hormony). W końcu udało się. PoTomek miał przygotowany Swój Własny Pokój:
Plam zakładał, że dziecko początkowo będzie spać koło naszego łóżka w koszu Mojżesza, a gdy już z niego wyrośnie - hops do własnego łóżeczka. Żeby zminimalizować szok Młody miał spędzać w swoim łóżeczku trochę czasu. Nawet udało nam się zrealizować tę część planu. Wszystko poszło gładko, nie było problemu z przeniesieniem dziecka do drugiego pokoju. Zniósł to dzielnie. Widocznie obojętne gdzie, ważne, żeby się wyspać (to po mamusi zapewne).
Ale za wcześnie na radość. Plany planami, a życie swoje.
Zaczęły się nocne wędrówki do dziecka, pobudka co godzinę (a to karmienie, a to smoczek uciekł, a to coś nie pasuje) i wymęczona skapitulowałam. Pragnienie dłuższego snu wygrało - dziecko przywędrowało z powrotem do pokoju rodziców i zdominowało nasze łóżko.
Kto próbował współdzielenia łóżka z dzieckiem, ten wie czym to pachnie. Słabo można się tak wyspać (chociaż nadal lepiej niż w trakcie pielgrzymki pokój dziecka-łóżko) i potrzebne było nowe rozwiązanie zadowalające każdą ze stron.
I bach. Jest.
Wystarczy przenieść dziecięce łóżeczko do pokoju rodziców. Młody jest pod ręką, więc szybko można zadziałać. jak się przebudzi, a rodzice mają wolne łoże. Idealne wyjście.
Nie wiadomo kiedy wymarzony pokoik dziecięcy stał się suszarnią dla prania. Stworzył się chaos. Na podłodze w kolejce do pralki oczekiwały brudne ciuchy domowników, na stole pokaźny stosik wypranych ciuszków dziecięcych, a w koncie suszarka. Komoda pieczołowicie skręcana przez męża świeciła pustkami - w końcu wygodniej było ze sterty wygrzebać niezbędne ciuchy, niż przekopywać się przez ten chaos do komody. Szybciej też było przerzucić ciuchy z suszarki na stół - nie wymagało to składania, dzielenia, układania i sprawdzania czy nie należy jakiś ciuchów usunąć z szafki. System ten miał małą wadę - w biegu najczęściej chwytało się ciuchy z wierzchu sterty, więc strój często się powtarzał. Wiele fajnych ciuchów zgubiło się w systemie i nie zostało ubranych, bo za późno zostały odkryte.
Tak mijały dni, tygodnie, miesiące...
Czemu o tym piszę?
Postanowiliśmy zwalczyć chaos i przywrócić mu status dziecięcego pokoju. Walka nie była prosta, ale kiedyś trzeba było się jej podjąć. Komoda wreszcie została zapełniona, a ja nie mogę uwierzyć, że skrywały się w niej ciuszki w rozmiarze 68 (aktualnie syn nosi jakoś około 86). PoTomek nieco zdziwiony obserwował, jak jego łóżeczko opuszcza pokój rodziców i ląduje w kolorowym kąciku. Przed nami pierwsza (znowu) noc rozłąki. Tym razem bez spacerów "bo smoczek", "bo jeść". Zostaje tylko "bo coś nie pasuje". Z tym niestety trzeba się pogodzić.
Czy ja jestem gotowa na ten krok? Matko! Dziecko mi dorośleje!
Co zmienia ten drobny szczegół?
Reorganizacja mojej małej pracowni domowej staje się faktem. Pojawia się nadzieja, że wyjdę z włóczkami z reklamówek i kartonów. Będę mogła je poukładać, posegregować, a wizja wybrania konkretnego motka bez konieczności przerzucania całości napawa radością. Oraz... Będę mogła wrócić do tkania na tabliczkach! Są zawieszone w pokoju
"sypialnym", więc nie było mowy, by przy śpiącym dziecku się za nie
zabrać.
Jedna mała zmiana pociąga za sobą następne...
Tup, tup, tup.
Nie martw się, nie jesteś sama w tego typu doświadczeniach. Choć nad ciuszkami naszej małej Nośki panuję, bo wyrobiłam sobie nawyk ich prasowania i układania w komodzie. Kosz z wypranymi ubraniami zawsze pełen, ale wygrzebuję z niego ubranka córci i one są zwykle wyprasowane i posegregowane. O rozmiar 68 się nie martw:) przygarniemy dla Jerza. A nocne wędrówki kiedyś też się skończą, u nas wprawdzie nadal trwają, ale ja już nie zauważam, kiedy Nosia przychodzi do sypialni, z reguły odkrywam rano wtuloną w siebie trzylatkę.
OdpowiedzUsuńPo świętach będę przeglądać ciuszki i spakujemy z PoTomkiem paczkę dla kuzyna :)
OdpowiedzUsuń