Zawsze tak jest.
Człowiek ma plan, a wszystko idzie i tak swoim torem.
Plan był prosty - nadgonić zaległości w pracowni. Zakończyć kilka projektów, które już są przedawnione i zwolnic miejsce na nowe. Głowa pracuje, wciąż wymyśla nowe rzeczy "do zrobienia", a tu czerwone światło i znak stopu. Dalej nie jedziesz, musisz dokończyć co zaczęłaś.
Stoję w miejscu.
A przynajmniej tak się czuję.
Narzuciłabym sobie coś na krosno w ramach relaksu i nauki, ale... Dopadają mnie wyrzuty sumienia. I co będzie teraz?
Nic, bo...
PoTomka dopadła gorączka, kaszel i dręczy go katar. A właściwie dręczy go Matka sugerująca, że nos należy czyścić - nie szczególnie przepada za tą czynnością. Toczy się, więc nierówna walka. Nie wiem skąd w tym maluchu tyle siły.
Jak już Młody złapie chwile snu to jestem tak wycieńczona, że ani na szydełko, ani na igłę patrzeć nie mogę. Marzę tylko by się porządnie wyspać. Jedynie krosno dodaje mi sił, ale zaraz z kąta krzyczą opuszczone projekty, że "jak to, mam pierwszeństwo, ja tu byłem pierwszy" (a może to tylko echo rozmów z kolejki w przychodni lekarskiej?).
Za co tu złapać? Igła? Szydełko? Krosno? Poduszka!
Króliczek (wzór) i Dinuś (wzór) już nie mogą się doczekać rozwiązania zagadki: Jak Asta spędzi wieczór? Będzie grzeczną dziewczynką i zajmie się dawno rozpoczętymi projektami? Zacznie coś nowego? Pójdzie spać? A może wymyśli coś jeszcze dziwniejszego?
Odpowiedź poznacie w następnym odcinku.
A może i nie?
(szyderczy śmiech w tle)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz