Menu

piątek, 14 listopada 2014

Złośliwość rzeczy martwych

Nic nie idzie, jak powinno.
Dziś miało być podsumowanie, piękna sesja zdjęciowa ukazująca co udało mi się wyczarować i jaki jest efekt końcowy. W zamian mam nie do końca sprawny piec grzewczy, wizję nieprzespanej nocy i próbę znalezienia odpowiedzi na pytanie "na co mi to".



Klasycznie kryzys "godziny zero".

Jeszcze wczoraj snułam marzenia, jak to dziś szybko i sprawnie pójdzie wykańczanie podstawowych rzeczy. Zostało tak niewiele do zrobienia, drobinki dające nadzieję, że meta jest blisko - a później przychodzi twarde zderzenie z rzeczywistością.

Wyobraź sobie, że...
Jest godzina 22, ostatnie ruchy igłą dają nadzieję na koniec pracy. Przyjemne uczucie obiega Twoje ciało, myślisz sobie "czas na relaks". Spięte mięśnie powoli się rozluźniają, masz nadzieję na sen przed północą - przyjemna odmiana. 
I nagle odkrywasz prawdę - nie pasuje. Przeoczenie? Pośpiech? Złośliwość rzeczy martwych? To nad czym spędziłaś/spędziłeś ostatnie minimum 30 min musi zostać przeszyte, bo gdzieś coś poszło nie tak. Kolejne minuty uciekają na dokładnym rozpruwaniu pracy i przeszywaniu wszystkiego - o śnie przed północą możesz zapomnieć.
Miało być wykończone, ale nie będzie. Przy tej ilości wpadek zaczynasz odnosić wrażenie, że wszechświat chce Ci coś powiedzieć... Lepiej zatrzymać pracę na tym etapie, nim osiągnie efekt niemożliwy do wycofania.
Ale może chociaż przed 1 pójdę spać...

Czas roboczy: 0.
Weekend imprezujemy i mamy nadzieję na kilka ładnych zdjęć. O ile Model zgodzi się zaprezentować swój strój. Bitwa zakończona, czas złożyć broń, podsumować wszystko i poczekać na efekty.
A potem się wyspać.
Chociaż troszeczkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz