Szaleństwo, lenistwo czy też duma - trudno określić co nakłoniło mnie do dalszego tkania, pomimo wyczuwanych problemów z osnową. Jedno jest pewne - gdzieś popełniłam błąd. Nie mogłam złapać właściwego naciągu nici. Nie będę ukrywać - poczułam się, jakbym po raz pierwszy zasiadła do krosna i nic nie wiedziała na temat tkania krajek. Praca szła opornie, ale przecież nie spruję 30 cm krajki, żeby sprawdzić gdzie popełniłam błąd - lepiej już dobrnąć do końca przeklinając siebie, wyzywając włóczkę i rozważając czy nie rzucić wszystkiego w kąt (dosłownie rzucić).
Ostatecznie, po długiej i wyczerpującej walce (przeplatanej chwilami zwątpienia) powstało około 4 metry krajki. Teoretycznie nie potrzebowałam, aż tyle, ale uczę się na błędach - wolę, żeby został kawałek, niż, żeby mi miało zabraknąć. Nie było mi po drodze powtarzanie błędów, jakie popełniłam przy płaszczu z półkola.
(Wzór: pomysł własny, ewentualne podobieństwo do innych prac jest przypadkowe i niezamierzone)
Jednak jeszcze nie koniec pracy z kaftanem. Na jutro (dziś) w planie wykończenie rękawów i dopiero wtedy będzie można uznać pracę za zakończoną.
W tym momencie kaftan prezentuje się tak:
Pozostało 2 dni pracy.
Na liście obowiązkowych rzeczy do zrobienia: tunika.
Zdążę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz