Menu

wtorek, 27 sierpnia 2019

Pierwszy promień słońca

Uwaga - wpis o charakterze mocno prywatnym.

Będzie nudno, smętnie i marudnie - jeśli szanujecie swój czas to jest ta chwila, gdy najlepiej przełączyć okienko na takie z bardziej wartościowymi treściami.
Można by w tym momencie zadać sobie pytanie "po co w takim razie robisz ten wpis?!". Już tłumaczę. Odczuwam silną potrzebę wyrzucenia z siebie słów, które nagromadziły się we mnie i niczym cień podążają za mną niezależnie dokąd pójdę.
I czuję, że mnie ograniczają.
Ciągną w dół.

Czas na porządki...
Każdy dzień naładowany jest pozytywną energią. Trochę włóczki przesunie się na krośnie, kilka koralików połączy nitka, albo barwy żywicy zastygną w formie. 
Twórczo. 
Tak jak lubię.
Minuty zmieniają się w godziny, godziny w dni i nim się obejrzę mija kolejny miesiąc. 

I tylko jedna rzecz się nie zmienia... moja niechęć do zerkania w lustro.
Mam w mieszkaniu piękne, duże lustro. Na moje szczęście mam też krosno, które idealnie je zasłania. Nie lubię swojego odbicia. Żyję z dnia na dzień nie przykładając większej wagi do tego co jem i jak się ubieram (byle czyste było, nawet się kolorystycznie zgrywać nie musi). 

A potem przychodzi moment, że zastygam na chwilę przed lustrem i zastanawiam się:

KIM U LICHA JESTEŚ?
Pośpiesznie odwracam wzrok. Nie chcę by ta chwila trwała zbyt długo. Emocje, które wzbudza są zbyt intensywne. Odcinam się od nich. Wracam do pracy - włóczki czekają, jeszcze tyle wzorów do przerobienia. A wygląd? Kto by się tym przejmował... Nie dziś. Nie teraz.
Myśli się uspokajają.
A potem pojawia się Ktoś, nieśmiały podryg serca i refleksja "a może tym razem...". Nie. Tym razem nie. Jak za każdym razem wszystko cichutko rozpływa się w powietrzu, przemija i można wracać do swojej codzienności. Znów jest bezpiecznie...

Tylko niesmak pozostaje.
Gorycz niechęci do samej siebie długo daje o sobie znać.
I refleksja - kiedy tak silnie zaczęłam siebie nienawidzić. 

Żeby nie było. Moje problemy z dodatkowymi kilogramami to nie efekt problemów zdrowotnych czy "w moim wieku po prostu tak to już wygląda, metabolizm zwalnia". To też nie efekt ciąży czy genów. 
Tak.  Efekt jaki widzę w lustrze jest wynikiem jedynie moich decyzji. To ja odpowiadam za to co jem, kiedy jem i jak się ubieram. Sama podejmuje decyzje, które dają taki, a nie inny skutek. Szaleństwem byłoby oczekiwać, że osoba żywiąca się głównie cukrem i jedzeniem instat, prowadząca głównie siedzący tryb życia - będzie miała sylwetkę fit. 

Skoro jesteś tego świadoma czemu to sobie robisz?
Dobre pytanie... 
Bo tak jest wygodniej?
Bo tak jest bezpieczniej?
Bo tak...

Tylko czasem, gdy robi się cicho, gdy krosno zostaje odłożone, a w pokoju gasną wszystkie światła - na ułamek sekundy przed snem pojawia się pytanie "dokąd mnie to doprowadzi?".

Teraz jest znośnie.
Teraz da się żyć (tylko w lustro lepiej nie patrzeć).
Teraz... A co będzie za 5 lat? 10? Co będzie, gdy na licznik wskoczy 65 lat? 

Bo nie w samych cyfrach tkwi problem. One po prostu są. To co działa mi na nerwy to ograniczenia jakie powodują. A jeśli nic się nie zmieni - ograniczenia będą tylko rosnąć.

Co dalej?
Uczę się troszczyć o samą siebie.
Bo odwracanie wzroku wcale nie zmieni sytuacji. Przynajmniej nie w sposób w jaki chciałabym by się zmieniła. Udawanie, że jeszcze mam czas by zająć się tym tematem też nie przyniesie rezultatu, o którym marzę. 

Nie mam korzyści z tego, że czuję się źle we własnej skórze, że nie lubię swojego wyglądu, że nie czuję się atrakcyjna. Okres wakacyjny szczególnie pokazał mi, jak silna jest moja niechęć do samej siebie. Nakładanie czapki niewidki nie jest też właściwym sposobem radzenia sobie z zaistniałą sytuacją. 

Mogłabym w tym miejscu zakończyć wpis. Powiedzieć, że jest źle, że nie lubię, że nie akceptuję. A jutro wrócić do starych, dobrze znanych schematów postępowania. Nie o to w tym wszystkim chodzi... Co jakiś czas nieśmiało Zdrowy Rozsądek do mnie zagaduje i podpowiada, że jeśli jest coś czego nie lubię i wcale nie jest to konieczne w życiu - wcale nie muszę tego trzymać! Mam wpływ na to co robię. Mam wpływ na to jak wyglądam. Mam wpływ na to jak postrzegam samą siebie. Mogę zmienić te elementy, które mi nie odpowiadają. Mogę popracować nad swoimi skłonnościami. MOGĘ!

I chcę.

Chcę z uśmiechem spoglądać w lustro.
Chcę usunąć ograniczenia, które teraz mnie ściągają w dół.
Łatwo nie będzie, ale warto na pewno. Dla samej siebie. 

----
To się teraz odsłoniłam. Całkowicie. 
Nie jest to łatwy wpis i zapewne do tego tematu jeszcze nie raz powrócę. Być może kilka innych osobistych wpisów, również się tu pojawi. Taki mały kącik oczyszczania duszy. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz