Ale czy ta korzyść płynie w obie strony?
Jak z perspektywy psa wygląda wspólne pomieszkiwanie z dzieckiem? Ile jest z tego korzyści?
Kropek to specyficzny pies. Klasyczny kundel o duszy Yorka (mam wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy, że waży te swoje około 14kg), albo kota - zdecydować się nie potrafi. Teoretycznie ma już około 4 lata. Praktycznie trudno określić. Jest to pies z historią.
Miał trafić do domu bez dzieci. Właściwie miało tu przecież dzieci nie być. Rozpieszczany, więc przez właścicieli (bo na kimś cała ta potrzeba opiekuńcza skupić się musiała) żył sobie spokojnie.
Aż do 12.01.2013...
Tego dnia dowiedzieliśmy się, że nasza rodzina się powiększy. PoTomek zaistniał w naszej świadomości. Świat stanął na głowie i nic nie było już "jak kiedyś".
Co prawda było potem kilka miesięcy na przekonywanie Kropka, że już nie jest tym najważniejszym i jedynym do rozpieszczania, że wiele się zmieni. Odnoszę wrażenie, że jednak nasze ludzkie gadanie nie bardzo docierało do jego psiego światopoglądu. Zdziwił się, więc kiedy we wrześniu 2013 kolana jego Ukochanego Pana przestały być wyłącznie jego miejscem do odpoczynku. Nagle pojawiło się "COŚ" głośnego, czasem dziwnie pachnącego i absorbującego całą uwagę dorosłych. Pojawił się PoTomek.
Początki wydawały się być łagodne. Maleństwo miało skupioną na sobie większość uwagi, zajmowało czasem za bardzo Ukochanego Pana i robiło trochę hałasu, ale dało się z nim żyć. Potrzebowało w sumie niewiele przestrzeni życiowej, nie poruszało się bez pomocy - ot nieszkodliwa trudność.
Do czasu...
Kiedy PoTomek zaczął zwiększać swoją mobilność i liczba kryjówek przed małymi, ciekawskimi rączkami zaczęła maleć - psa złapała depresja. Stało się jasne - w oczach dziecka jest jedną z ciekawszych zabawek. Puchaty, miękki, ciepły i w dodatku wydaje odgłosy, jak złapie się go za ogon/ucho, albo przypadkiem trafi się ręką w oko. Idealna zabawka interaktywna. Tylko jakoś ta rola nie bardzo przypadła psu do gustu.
Cóż począć? Kropek dzielnie znosił nową rolę. Z przerażeniem obserwował, jak kawałek po kawałku pozbawiany był kolejnych kryjówek. Aż pewnego dnia padła ostatnia twierdza wolności, zdobyty został ostatni ląd, jego psi azyl upadł - dziecko zainspirowane pomysłowością psa zaczęło wchodzić na parapet. Tego dnia pies zaczął żałować, że jednak nie jest kotem...
Był nawet czas, że zastanawiałam się, czy odpalając facebooka nie ujrzę ogłoszenia "pies szuka nowego domu" potajemnie podrzuconego tam przez Kropka w czasie mojej nieuwagi. Obserwując jednak przywiązanie Kropka do jego Ukochanego Pana obawy zmalały - nie sądzę by się zdecydował na ten krok. Z miłości do Ukochanego Pana da sobie nawet uszy wytarmosić.
Minusy obecności dziecka w domu:
- Mniejsze zainteresowanie ze strony właścicieli.
- "Pieluchy nie służą do jedzenia!"
- Pojawiają się zabawki, których nie wolno gryźć.
- Częste ataki na ogon, uszy i oczy.
- Miski w stanie ciągłego zagrożenia.
- Utrata ukochanych miejsc do spania.
Plusy obecności dziecka w domu:
- Dzieli się jedzeniem.
- Łatwo podebrać jedzenie.
- Odwraca uwagę właścicieli w czasie podkradania jedzenia.
- Właściciele są szczęśliwi.
Czy można kupić sobie miłość?
Jeśli chodzi o miłość psa - odpowiednia ilość jedzenia przemycanego w ciągu dnia jest w stanie udobruchać złość wynikającą z nadmiernie okazywanej przez dziecko miłości. I nawet te małe, lepkie rączki wplecione w futerko można wybaczyć.
Przez żołądek do serca.
A z czasem zawiązuje się więź i okazuje się, że pomimo licznych niewygód to jednak jest miło. I można się nawet zaprzyjaźnić.
A na razie - nie ma lekko. Drogi piesku idziesz tam, gdzie chcę. Ja tu rządzę, jesteś mój i tyle.
I tak się czasem zastanawiam: czy to jest miłość czy syndrom sztokholmdzki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz