Mam (dobrą?) wiadomość dla udających się do piekła - ono zamarza. Straszenie ogniem wieczystym i kotłami ustawionymi na ogromnych paleniskach można włożyć między bajki.
Chociaż nie wiem czy wizja lodowatego chłodu jest przyjemniejsza...
Znacie to?
Prędzej piekło zamarznie, nim...!
Ja znam, ale najpierw cofnijmy się w czasie...
W dzieciństwie mama postanowiła nauczyć mnie i siostrę robić na drutach. Przystąpiłam do tego wyzwania z typowo dziecięcym zapałem. "Oczywiście, że chcę!" zmieniło się na "nie potrafię" w ułamku sekundy.
Jakimś cudem przebrnęłam przez pierwszy krok nauki i opanowałam prawe oczko. Na tym naukę zakończyłam. W końcu po co znać inne ściegi, skoro ten jeden wystarczył, by wykonać szalik w prezencie dla mamy i przy okazji zrobić kilka szaliczków dla misiów?
Mój dziecięcy łepek nie ogarniał, że więcej ściegów oznacza więcej możliwości, a robić można nie tylko szaliki. Nie ogarnął też lewego ściegu, który mama próbowała wyjaśnić. Zaparł się i koniec. Druty poszły w kąt - bo skoro znam prawe oczko tzn. że jestem mistrzem i nic więcej nie trzeba, prawda?
Chyba przeczuwałam, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni.
Nie pamiętam co wydarzyło się w dniu, w którym powiedziałam mężowi "zrobię Ci na drutach szalik!", być może za dużo kawy się napiłam, albo słodyczy zjadłam. W każdym razie nie wiem co, ale sprawiło, że doznałam zaćmienia mózgu.
Druty kupione, włóczka wybrana i brak refleksji nad tym co robię - tak w skrócie można opisać moje podejście do tematu.
Szybko okazało się, że druty źle dobrałam, nie rozważyłam dokładnie swoich zamiarów i utknęłam. Nieprzyzwyczajone ręce szybko się zmęczyły i miały dość.
Czas trwania prac? Około 3 lata. Tyle walczyłam z szalikiem, a raczej ze swoją niechęcią do robienia na drutach (przypomnę, że znałam wtedy tylko jeden ścieg, więc nie był to jakiś szczególnie wymagający wzór).
Zaraz, zaraz... Ale co zamarzanie piekła ma wspólnego z drutami i szalikiem?
Możecie wyobrazić sobie moją radość, gdy skończoną robótkę wręczałam mężowi. Rzuciłam wtedy tekstem, że prędzej piekło zamarznie, niż znowu coś wydziergam na drutach!
Trzymałam się dzielnie.
Do teraz.
Uwaga, uwaga! Piekło zagrożone! Zamarza.
Niedzielny poranek:
Pewnie myślicie sobie: "eee tam, nic szczególnego, od tego piekło nie zamarznie". Pewnie nie. Ach, gdybym ja tylko na tej próbce poprzestała. Gdyby to wystarczyło, by zaspokoić mój głód wiedzy. Przecież po szaliku chwytałam już za druty, opanowałam (jak mi się zdaje) nawet lewe oczko. Co sprawia, że ten raz jest taki inny? Wyjątkowy? Czym wyróżnia się od pozostałych, że zyskał tytuł "zapowiedzi zamarzającego piekła"?
Zapraszam do częstszego zaglądania.
W ciągu tygodnia (mam nadzieję) odpowiedź powinna się pojawić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz