Menu

czwartek, 5 lutego 2015

Wyzwanie

English version: >>here<<.


Nie ma rozwoju bez potknięć, pomyłek i nieudanych eksperymentów - na czymś się uczyć trzeba, zwłaszcza, jeśli jest się typem, który najpierw działa, a potem analizuje co powinien był zrobić. Po co szukać informacji, szukać przetartych ścieżek - można przecież próbować wyważyć otwarte drzwi. 
Przykładowo chcesz zrobić ciało dla lalki wzorowane na lalce Barbie, otrzymujesz...


... i dochodzisz do wniosku, że coś w tym obrazku nie pasuje (poza koralikami, to tylko szpilki mające utrzymać w miejscu elementy na czas zdjęcia, około północy człowiek miewa dziwne pomysły).
Trzeba poszukać innego sposobu, bardziej subtelnego, odpowiedniego dla dzieci. Trzeba poszukać rozwiązania nie przywodzącego skojarzenia z najstarszym zawodem świata.

Mijają godziny, szydełko błaga o chwilę wytchnienia i grozi samobójstwem. Bezlitośnie katujesz narzędzie pracy, nic nie robisz sobie z gróźb (w ostateczności mąż musi śpieszyć mu na ratunek). Efekt jest i to się liczy.



Potem już tylko rączki, nóżki i można wykańczać. Obraz jest obiecujący.

Podziwiasz swoją twórczość i pomysłowość. Powoli bąbelki wody sodowej zaczynają kierować się do wiadomego miejsca. Pozostaje już chwila, gdy wszystko nabierze ostateczny kształt. Ostatnie machnięcia szydełkiem i będzie można podziwiać skończone dzieło.
Ostatni rzut okiem na zebrane elementy...


... i można brać się do psucia. Tfuj! Do pracy.

Efekt końcowy projektu "Elsa" wymaga jeszcze sukienki. Tym jednak zajmę się jutro. Jak tylko uporam się z demonem perfekcjonizmu, który zjada teraz moją energię twórczą.



Nie lubię kiedy twórcy wrzucają do sieci swoje prace z podpisem "wiem, że nie jest idealna, tutaj ma błąd i tam ma błąd", więc daruję sobie ten element. Będę w zamian powtarzać, że jest piękna i wspaniała. Spędziłam nad nią sporo czasu. Zrobiłam drobne postępy. Poprawiłam elementy, które poprzednio mi nie odpowiadały, spróbowałam pewnych rozwiązań po raz pierwszy - jestem, więc z siebie dumna. Bo mogę. Kto mi zabroni?

Ale przede mną największy i najtrudniejszy egzamin - czy spodoba się osobie, dla której jest przygotowywana.

A co się stało z pierwszym ciałkiem? Okazało się, że doskonale spełnia się w roli poduszeczki na szpilki. Nic w przyrodzie nie ginie.

1 komentarz: