Cała dzisiejsza praca zmierzała w jednym kierunku - do tego widoku:
To jest moment, który oznacza jedno - czółenko złóż i do prac wykończeniowych przystąp. Ale nim mogłam cieszyć się tym widokiem, musiałam zmierzyć się z jednym małym koszmarem - błędami:
Widać? W pierwszym rzędzie od góry się ukrył, cwaniak jeden. Myślał, że go nie zauważę i pójdę dalej. Niestety. Tego typu błędy dostrzegałam dopiero przy następnym oplątywaniu osnowy. Niby niedaleko, tylko trzy przełożenia wątku do sprucia, ale i tak bolało. Zawsze umiejscawiał się przy pierwszym oczku i trzeba było się namachać czółenkiem by to rozplątać.
Mam nadzieję, że wszystkie błędu udało mi się wyłapać na czas i poprawić.
Nic tak nie psuje mi humoru, jak dostrzeżenie błędu w "idealnej" robótce. A złośliwie zawsze się jakiś zakradnie.
Szal utkany. Czółenko można odłożyć. Jeszcze próba uchwycenia robótki od boku (ładnie się nawinęła, co?) i można zakańczać.
Najpierw oczywiście zabezpieczyć brzeg. Bardzo mi się ta forma podoba. Igła, nitka i szyjemy! W nadziei, że początek robiłam tak samo. Ach, ta skleroza.
Brzeg zabezpieczony to można uwolnić krosno.
Jeszcze tylko krótka sesja zdjęciowa:
... i można rzucić na stertę "do wyprania". Rośnie mi sterta, aż miło.
Chciałam, bardzo chciałam zrobić zdjęcie rozwieszonej chusty, by pokazać jej wielkość (wymiary pezed praniem: długość ok. 174 cm, szerokość 55 cm), ale nie wiem czy czuje się niegotowa, czy może jest zawstydzona swym pięknem - nie chciała się pokazać. Kamuflaż w pełni, zresztą oceńcie sami:
Muszę dopracować kwestię fotografowania gotowych projektów, albo unikać jasnych barw na krośnie.
Cztery dni pracy minęły. Oczywiście trwało to tak długo, ponieważ:
- brak mi doświadczenia i umiejętności;
- dziecko potrzebowało pilnie uwagi;
- organizm okazał się uzależniony od snu.
I jak Wam się podobała seria "od kuchni"? Zdradzicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz